Bruksela to po Waszyngtonie największe skupisko lobbystów na świecie. Działalność większości z nich owiana jest tajemnicą. Jak wpływają na decyzje unijnych urzędników i kogo reprezentują?
PAMIĘTAJ: Wszystkie materiały (artykuły, grafiki i wizualizacje), umieszczane na Datablog.pl mogą być kopiowane i publikowane bez zgody autorów. Jedynym warunkiem jest podanie źródła materiału.
Polacy są jednym z najbardziej nieufnych narodów w Unii Europejskiej (za dr M. Molędą-Zdziech z SGH). Nie ufamy ani sobie nawzajem, ani instytucjom. Równie nieufnie podchodzimy do lobbingu, który powszechnie utożsamiany jest z korupcją. 90 proc. polskich polityków negatywnie ocenia tę formę wywierania wpływu (średnia w UE wynosi 49 proc.). Zaledwie 3 proc. z nich uznaje lobbing za konstruktywną część procesu legislacyjnego (średnia w UE – 52 proc.). W zmianie tej sytuacji nie pomagają unijne przepisy.
Lobby (nie)przejrzyste
Około 75 proc. narodowego prawodawstwa pochodzi z prawodawstwa unijnego. Na jego kształt ogromny wpływ mają lobbyści. Ich działalność nie zawsze jest jawna – w UE nie ma obowiązku rejestracji działalności lobbystycznej. To inaczej niż w Stanach Zjednoczonych, gdzie obowiązek ten wprowadził już prezydent Rossevelt. W czasie drugiej wojny światowej obawiał się on działalności piątej kolumny – niemieckich lobbystów, którzy mieli namawiać kongresmenów, by ci nie głosowali za przystąpieniem USA do wojny. Sęk w tym, że zapisy prawne nakazujące rejestrację działalności lobbystycznej i ujawnienia, kto tę działalność opłaca, przez wiele lat były nieprecyzyjne.
Jeśli “głównym celem” lobbysty było wpływanie na kongresmenów, wówczas rejestracja stawała się obowiązkowa. “Główny cel” to jednak pojęcie względne, dlatego szacowało się się, że zdecydowana większość waszyngtońskich lobbystów pracowała incognito. Sytuację tę udało się zmienić po wielkiej aferze korupcyjnej z 2006 r. z udziałem najsłynniejszego waszyngtońskiego lobbysty Jacka Abramoffa i kilku kongresmenów. Zmiany prawa spowodowały, że co kwartał publikowane są informacje, jacy przedstawiciele danego lobby spotkali się z jakim politykiem, jak finansowana jest działalność lobbystyczna i jakiego typu działania zostały podjęte. Wszystkie te informacje dostępne są w internecie. To, co udało się w Stanach Zjednoczonych, nie udało się w Unii Europejskiej.
Próbę uregulowania lobbingu w instytucjach UE podjął Siim Kallas – były minister spraw zagranicznych, minister finansów i premier Estonii. Pod koniec 2004 r. objął on funkcję wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej oraz komisarza ds. administracji, audytu i zwalczania nadużyć finansowych. Za cel postawił sobie zwiększenie zaufania do procesu tworzenia prawa w KE. Chciał to osiągnąć poprzez zwiększenie przejrzystości działalności lobbingowej – nakładając obowiązek jej rejestracji. Po trzech latach prac nad nowym prawem, przedstawiono projekt regulacyjny. Zakładał on dobrowolną rejestrację. Jak mówił Kallas podczas swojego wystąpienia: –Jestem przekonany, że takie rozwiązanie sprosta oczekiwaniom. Nagła zmiana podejścia komisarza była sporym zaskoczeniem. Do dziś nie wiadomo, kto utrudnił Kallasowi przeforsowanie swojej wersji zmian w prawie. Pewnym jest jednak to, że jego nieudana próba wprowadzenia obowiązku rejestracji lobbystów zmniejszyła zaufanie do procesu legislacyjnego w UE. Tym bardziej, że nawet oficjalnie większość organizacji lobbystycznych reprezentuje interesy korporacji.
Jeśli nie widzisz powyższego wykresu, kliknij tutaj: Lobby w UE.
Nie tylko nieformalne spotkania
Problemem instytucji Unii Europejskiej jest niedostateczna liczba urzędników na tyle kompetentnych, by mogli tworzyć ekspertyzy niezbędne przy tworzeniu prawa. Lukę tę wykorzystują federacje lobbystyczne. Bo lobbing to nie tylko nieformalne spotkania w luksusowych restauracjach. Istnieje znacznie więcej metod wpływania na kształt prawa.
Członkami licznych think tanków, czyli grup doradczych, w których eksperci i przedsiębiorcy wymieniają się doświadczeniami i pomysłami, są specjaliści wielu dziedzin. Z ich wiedzy korzystają europejskie instytucje, zlecając przeprowadzenie badań, analiz czy przygotowanie raportów. Manipulacja danymi jest bardzo prosta, dlatego przemycenie lobbowanych przez siebie idei również nie należy do najtrudniejszych. Raporty często zamawiane są na początku procesu tworzenia prawa, co dodatkowo ułatwia pracę lobbystom – jedną z głównych zasad lobbingu jest dotarcie do tych, którzy tworzą zmiany w prawie, jeszcze na etapie jego „szkicowania”. Należy jednak pamiętać, że nie każdy członek think tanku reprezentuje czyjeś interesy.
Zamawiane przez organy UE ekspertyzy są doskonałą metodą wpływania na kształt prawa. Dodajmy – metodą w stu procentach legalną. Jednak nie wszystkie działania lobbystów są do końca zgodne z prawem. -Pięciu z trzynastu byłych komisarzy UE zajmuje dziś lukratywne stanowiska w gospodarce prywatnej – mówiła w rozmowie z “Deutsche Welle” Nina Katzemich z organizacji Lobbycontrol. –Byli komisarze wykorzystują znajomość brukselskiej biurokracji i jej tajników oraz swoje bezpośrednie kontakty. To tzw. zasada drzwi obrotowych, czyli przechodzenia ze stanowisk urzędniczych np. do organizacji lobbystycznych lub odwrotnie. Znane są również przypadki korupcji, jak na przykład ten z udziałem byłego komisarza zdrowia Johna Dalli’ego, czy głośna prowokacja dziennikarzy „Sunday Times”, którzy w 2011 r. – udając lobbystów – zdemaskowali korupcyjne praktyki trzech eurodeputowanych.
Organizacje lobbingowe w UE
Bruksela to po Waszyngtonie największe skupisko lobbystów na świecie. W stolicy Stanów Zjednoczonych działa ich około 30 tys. Szacunki dotyczące UE mówią o 18-20 tys., choć oficjalny rejestr (tzw. Rejestr służący przejrzystości) zawiera jedynie nieco ponad 8 tys. wpisów. A to spis wszystkich podmiotów – łącznie z organizacjami zrzeszającymi. To pokazuje, jak nieskuteczny jest system zachęt mający skłonić lobbystów do dobrowolnej rejestracji swojej działalności. Dlaczego zdecydowana większość z nich woli działać incognito? Można się tylko domyślać.
Które organizacje wydają najwięcej na lobbing?
Jeśli nie widzisz powyższego wykresu, kliknij tutaj: Lobby w UE.
Federacje lobbystyczne miały być – i często wciąż są – formą komunikacji pomiędzy tworzącymi prawo, a tymi, których to prawo dotyczy. Szczególnie w latach 80. Europa potrzebowała rozmów z szefami największych przedsiębiorstw, by móc skutecznie opierać się konkurencji m.in. USA. Wówczas lobbowano ideę ujednoliconego rynku, która miała napędzić gospodarkę. Zależało na niej szczególnie przedstawicielom ERT (European Round Table), czyli federacji lobbystycznej zrzeszającej największe zachodnioeuropejskie przedsiębiorstwa, wytwarzające 70 proc. europejskiego PKB. Projekt ujednoliconego rynku, z pomocą silnego lobby, został przyjęty. Skalą porównuje się go do negocjowanej obecnie TTIP – umowy handlowej między UE i USA. Argumenty są bardzo zbliżone do tych sprzed 30 lat – ujednolicenie przepisów i zniesienie ceł pozwoli na konkurowanie z Chinami i wpłynie na zwiększenie udziału USA i UE w światowym handlu. Zyskać może wiele gałęzi przemysłu, choć są i takie, które niewątpliwie ucierpią. Ostateczny kształt umowy nie jest jeszcze znany, a konsultacje toczą się za zamkniętymi drzwiami. To idealne warunki do pracy dla lobbystów. Jak wykazują raporty niezależnej organizacji Corporate Europe Observatory, szczególnie dla tych związanych z korporacjami. Dziewięć na dziesięć spotkań lobbystów z przedstawicielami Komisji Europejskiej w sprawie TTIP odbyli ci powiązani z wielkimi korporacjami. CEO nazwało nawet ten stan rzeczy korporacyjnym rajem.
Najlepsze wizualizacje z całego świata znajdziecie na naszym profilu na Facebooku.
Źródła danych: SGH, Transparency International, Rejestr służący przejrzystości